Spółdzielnię Socjalną “Kto Rano Wstaje” założyła Caritas Archidiecezji Warszawskiej wraz z Caritas Polska. Przedsiębiorstwo, które powstało w grudniu 2013 roku przy ośrodku “Tylko z darów miłosierdzia”, mieszczącym się na ul. Żytniej w Warszawie, rozpoczęło swą działalność jako spółdzielnia socjalna osób prawnych. Znaleźli w niej zatrudnienie zagrożeni wykluczeniem społecznym: osoby bezdomne, po terapiach w ośrodkach leczenia uzależnień, z niepełnosprawnościami. Dla nich, była to nie tylko szansa na uczciwy zarobek, ale i godne życie. Takie jak dawniej… Życie, od którego niektórzy zdążyli już odwyknąć, a które – od pewnego czasu – toczyło się gdzieś obok nich.
Wybrali gastronomię, bo każdy musi jeść i z zamówieniami na posiłki, jak im się wydawało, nie powinni byli mieć problemów. Ale szybko przekonali się, jak dużą naiwnością było tak sądzić. Rynek gastronomiczny, zwłaszcza w stolicy, gdzie przyszło im zarabiać pieniądze, okazał się bardzo wymagający. Uczyli się więc go krok po kroku. Codziennie, cierpliwie i z mozołem. Konsekwentnie. Pracując i szkoląc się. To była ich, jak mówią, readaptacja społeczna.
– W spółdzielni pojawiłem się w czerwcu 2016 roku – wspomina Wojtek Jóźwiak, jej obecny szef, Po wypaleniu zawodowym, którego doświadczyłem pracując w korporacji, poszukiwałem wtedy pracy jako manager znający się na cateringu. A ponieważ składałem CV w różne miejsca, odezwał się do mnie dyrektor Caritas-u i zaproponował spotkanie. Jego efektem, była propozycja pracy w spółdzielni. Zgodziłem się ją podjąć, nie zdając sobie tak naprawdę sprawy, na co się decyduję… To było trochę tak, jakbym się… cofnął w czasie. I ku mojemu zaskoczeniu, od początku, to moje nowe zajęcie wiązało się z dużym marginesem samodzielności. Zaczynaliśmy od 4 osób, usług cateringowych świadczonych dla podopiecznych Ośrodka Pomocy Społecznej dzielnicy Wola i baru, prowadzonego dla Katolickiej Agencji Informacyjnej. To miał być taki „eksperyment”, próba wyjęcia kilku osób z systemu i zaoferowania im „wędki”, zamiast „ryby”.
Na początku postawili na posiłki przygotowane z wysokiej jakości surowców pochodzące od zaufanych, lokalnych dostawców. Świadomość, że dzięki temu dbają o środowisko naturalne i najwyższe standardy bezpieczeństwa zdrowotnego żywności, wymusiła na nich zastosowanie biodegradowalnych opakowań oraz zastawów porcelanowych wielokrotnego użytku. Wprowadzili do swej oferty usługi cateringowe dla firm: przerwy kawowe i lunche w formie bufetu szwedzkiego organizowane w trakcie szkoleń i konferencji. Przygotowywali okolicznościowe cateringi na wesela, chrzciny, komunie oraz posiłki dietetyczne dla seniorów. Szybko zorientowali się, że produkcja posiłków powinna odbywać się pod stałym nadzorem dietetyka i uwzględniać potrzeby żywieniowe osób na rożnych dietach: lekkostrawnej, cukrzycowej, wegańskiej czy bezglutenowej. A oprócz tego nie gardzili również innymi zleceniami. Brali wszystko, co tylko „wpadało” w ręce: drobne prace elektryczne i hydrauliczne, sprzątanie mieszkań czy usługi dezynsekcji. Zgodnie z zasadą „klient nasz pan”, dopasowywali ofertę indywidualnie, do potrzeb każdego zleceniodawcy.
– Praca w spółdzielni to był również krok wstecz, jeśli chodzi o zarobki – kontynuuje swą opowieść Wojtek, Ale powiedziałem sobie wtedy, że czasem trzeba wykonać krok do tyłu, żeby później – pójść naprzód. Intuicja podpowiadała mi, że dokonałem właściwego wyboru i że praca w spółdzielni jest tą, której gdzieś podświadomie w życiu szukałem. Kiedy zatrudniłem Roberta, który poza mną był osobą z zewnątrz, z zupełnie nowymi kompetencjami, było mi już trochę lżej, mogliśmy podzielić się obowiązkami i ruszyć do przodu.
Plany rozwoju pokrzyżowała jednak pandemia. Branża gastronomiczna, nie tylko w stolicy, ale w całym kraju, zaczęła borykać się z ogromnymi problemami. Stanęli przed dylematem… Albo zainwestują w dużą, nowoczesną kuchnię i zdecydują się na ruch do przodu, albo będą musieli się zamknąć. Wybrali to pierwsze. W drugim kwartale pierwszego roku pandemii, przeprowadzili się do warszawskiego Ursusa, gdzie przy ul. Sosnkowskiego 29, otworzyli nowy lokal gastronomiczny pod nazwą „Spółdzielnia Bistro”. Wynajęli na ten cel od miejscowej parafii duży dom, z przylegającym terenem. Stworzyli tam nowoczesną kuchnię, z dużym zapleczem gospodarczym i powierzchnią lokalową, którą – po remoncie – udało się zamienić na mieszkania dla pracowników. Dzięki temu ci z nich, którzy czekają na mieszkania komunalne od miasta, mogli zamieszkać na miejscu. Z lokum ulokowanego nad lokalem na dwóch kondygnacjach, korzysta dzisiaj kilkanaście osób. To takie nowatorskie rozwiązanie, polegające na łączeniu funkcji mieszkania wspieranego z miejscem pracy.
To również czas, kiedy sterowanie spółdzielnią wzięli w swoje ręce: Wojtek, Robert i Krzysztof, nowy szef kuchni. „Bistro” to był ich autorski pomysł na pandemię, śmieją się…, że to taka „ucieczka do przodu”. I szczerze mówiąc, prawdziwy „strzał w dziesiątkę”. Zlecenia cateringowe zamieniono na obsługę żywieniową Warszawskiego Centrum Integracji oraz Ośrodków Pomocy Społecznej na Woli i w Ursusie. To pozwoliło nie tylko zwiększyć obroty (o niespełna 100 proc.), ale również zatrudnić w spółdzielni nowe osoby.
– Dzisiaj pracuje u nas 35 osób – kontynuuje Wojtek, z czego ok. 60 proc. to osoby zagrożone wykluczeniem społecznym. I co ważne, już nie na umowy-zlecenia, jak miało to miejsce na początku działalności spółdzielni, ale w większości na umowie o pracę. Myślimy długofalowo, dajemy ludziom szansę i angażujemy ich w pełnym wymiarze czasu pracy. Problemy z pracownikami oczywiście są, gdzie ich nie ma?… Ale staramy się je rozwiązywać na bieżąco. Nie możemy zapominać, że ludzie, którzy u nas pracują, to ludzie „po przejściach”. Każdy jednak zasługuje na drugą szansę. Praca w spółdzielni wpływa na ich poczucie wspólnoty, celowości. Tutaj są obdarzeni zaufaniem i mogą liczyć na wsparcie.
Ale największą dumą chłopaków jest samo „Bistro”, gdzie można napić się dobrej, świeżo mielonej kawy z lokalnej palarni, zjeść pyszne rzemieślnicze lody lub wegańskiego gofra. Pieniądze, które klienci zostawiają w lokalu, przeznaczają m.in. na reintegrację osób bezdomnych.
– Mamy poczucie, że tutaj w końcu jesteśmy u siebie – dodajeszef spółdzielni. My sami, obserwując naszych pracowników coraz częściej dostrzegamy, że działania, które podejmujemy mają sens, że nie trafiają w próżnię. To cieszy, a z drugiej strony – zobowiązuje do jeszcze większego wysiłku. Budzi poczucie odpowiedzialności za czyjeś życie.
W ofercie „Bistro” można znaleźć codziennie trzy dania do wyboru oraz dwie zupy, w tym także dania kuchni wegańskiej oraz domowe ciasto wypiekane na miejscu. Nie sposób nie wspomnieć również o smacznych, domowych pierogach, które spółdzielnia kupuje, w ramach współpracy, od Rolniczego Zakładu Aktywizacji Zawodowej w Drobinie. Lokal i jego otoczenie posiada udogodnienia dla niepełnosprawnych, ma własny parking oraz przestronną toaletę przystosowaną dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich. Pomyślano także o najmłodszych, jest ściana do pisania kredą, kącik zabaw, przewijak dla niemowląt i specjalne foteliki do karmienia maluchów. Autorskim pomysłem lokalu są stałe, specjalne zniżki na posiłki dla lokalnych służb mundurowych: straży pożarnej i miejskiej, policji oraz pogotowia.
Podstawą biznesu „Kto Rano Wstaje” jest struktura klientów pochodzących z dwóch obszarów: komercyjnych i instytucjonalnych. Takie podejście pozwoliło skutecznie funkcjonować spółdzielni pomimo powtarzających się „lockdownów”.
– Pandemia potwierdziła, że potrafimy działać sprawnie i odnajdywać się w różnych sytuacjach – dodaje Wojtek, ale doprowadziła też do tego, że „siedzimy trochę jak na bombie z opóźnionym zapłonem”. W momencie kiedy otrzymaliśmy w czasie pandemii nowe zlecenia, zwiększył nam się znacząco obrót, co spowodowało, że nie mogliśmy skorzystać z mechanizmu rządowych tarcz. Dzisiaj znajdujemy się w takiej sytuacji, że 90 proc. naszych zleceń to zamówienia publiczne, które nakładają na nas „sztywne” ceny. Podpisane umowy nie zakładają bowiem indeksacji cen wg wskaźnika towarów i usług, a tylko i wyłącznie o wskaźnik płacy minimalnej, co powoduje, że przy rosnącej, z miesiąca na miesiąc inflacji, nasze zyski systematycznie spadają. Oznacza to, że jak najszybciej musimy zdywersyfikować nasz portfel zamówień i wprowadzić usługi wysoko-marżowe. Pracujemy nad tym, ale jest to bardzo trudne zadanie.
W czerwca ubiegłego roku, Kapituła konkursu „Mazowieckiej Marki Ekonomii Społecznej” uhonorowała Spółdzielnię Socjalną „Kto Rano Wstaje” tym prestiżowym wyróżnieniem w kategorii „Rozwój”. Ktoś żartobliwie napisał na Facebook-u, że to „nic dziwnego, bo skoro rano wstają, to mają dużo czasu na planowanie rozwoju swoich działań”. Wojtek Jóźwiak wyjaśnia to jednak w inny sposób.
– Dla nas paliwem jest właśnie ekonomia społeczna. To ona daje nam pozytywną energię – mówi. Oferuje kontakt z ludźmi, także z tymi, którzy w swoim życiu mieli „trochę pod górkę”. To ona stwarza możliwość dania czegoś od siebie i pobudza nas do działania.
Artykuł promujący ekonomię społeczną napisany został w ramach projektu pn.„Koordynacja ekonomii społecznej na Mazowszu” współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego, Regionalny Program Operacyjny Województwa Mazowieckiego na lata 2014-2020, Oś Priorytetowa IX Wspieranie włączenia społecznego i walka z ubóstwem, Działanie 9.3 „Rozwój ekonomii społecznej”.