Menu Zamknij

Tygodnik OKO (11.2020)

Artykuły:

  • Follow Me – przepis na pomaganie
  • ZAZ w Adamowie: Wszystko Jest!

Follow Me – przepis na pomaganie

Odwiedziliśmy zwoleńską Fundację follow Me, Iwony Paszkiewicz. To, co w zamierzeniu miało być wywiadem, przerodziło się w pełną pasji opowieść o trudach prowadzenia fundacji, o tym czym jest praca dla innych i szczęściu, jakie niesie za sobą pomaganie.

Iwona Paszkiewicz – kobieta z pasją

Jest przedsiębiorcą od 25 lat, ale przede wszystkim kobietą. Można powiedzieć, że kobietą bardzo zajętą, ponieważ zajmuje się wieloma sprawami naraz… Pełni funkcję prezesa Związku Przedsiębiorców dla Biznesu oraz przewodniczącej Rady Dialogu Społecznego przy Business Center Club, a od pewnego czasu – prezesa Fundacji follow Me (Iwona Paszkiewicz została nagrodzona odznaką honorową za zasługi dla Ochrony Praw Dziecka przez Rzecznika Praw Dziecka – przyp. red.).

Fundacja follow Me – by lepiej pomagać

Kiedy prawie 25 lat temu stawiała z mężem pierwsze kroki w biznesie, nie mogła przypuszczać, że dziś będzie zarządzać prężnie rozwijającą się grupą firm i że w tak dużej skali wraz z mężem będą wspierać lokalną społeczność. Fundację „follow Me” powołali do życia w 2016 roku, przede wszystkim po to, by móc lepiej koordynować podejmowane przez firmę działania w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu. Dzięki tej działalności udało się – jak mówi – zrealizować wiele ciekawych projektów…

Dzieci z Huty – nasze oczko w głowie

O samego początku założyliśmy, że fundacja będzie wspierać działania lokalne, pomagać ludziom w ich rozwoju osobistym, aktywizować zawodowo, inspirować i motywować do kreatywnego działania. Mając świadomość tego, że wspólnie możemy zdziałać więcej, dążymy do integracji ludzi o wielkich sercach. Chcemy w ten sposób wpływać na rzeczywistość i zmieniać świat na lepszy. Jednym z projektów realizowanych przez naszą fundację jest Terapeutyczny Ogród Zmysłów, który powstaje w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Hucie. Z ośrodkiem współpracujemy od 2016 r. i ta współpraca przyniosła wiele korzyści zarówno dzieciom – podopiecznym ośrodka, jak i nam.

Huta to takie nasze „oczko w głowie”. Wspólnie z mężem objęliśmy patronatem to miejsce, aby zmienić go w bardziej przystosowane do potrzeb dzieci z niepełnosprawnością, by dzieci pozostające pod jego opieką mogły lepiej się rozwijać, rehabilitować, by miały łatwiejszy start w dorosłe życie.

Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Hucie

Do ośrodka w Hucie trafiają dzieci z okolicznych wsi, mieszkające w promieniu około 50 km, w tym także z powiatu zwoleńskiego. To dzieci z różnych dysfunkcyjnych rodzin, z domów dziecka czy zwykłych rodzin, które nie mogą posyłać swych latorośli do zwykłych placówek z uwagi na ich niepełnosprawność intelektualną lub ruchową. W Hucie natomiast mają zapewnione odpowiednie warunki do nauki i specjalistyczną opiekę. Klasy są nieduże, z dostosowaną do ilości dzieci – odpowiednią liczbą nauczycieli-opiekunów. W zwykłej szkole, nie miałyby szans na poświecenie im tak dużej uwagi i opieki.

Idea niezwykła – Terapeutyczny Ogród Zmysłów

SOSW w Hucie jest pięknie położony wśród lasów i łąk. To urokliwe miejsce, które aż prosi się, aby je ładnie zagospodarować i wykorzystać do nauki i rozwoju. Stąd pomysł na zbudowanie Terapeutycznego Ogrodu Zmysłów, który został tak zaprojektowany, by odpowiadał potrzebom wychowanków szkoły z różnym spektrum niepełnosprawności, od autyzmu po niepełnosprawność ruchową. Na rozległym terenie wokół ośrodka powstał już m.in. „Ogród Smaków”, w którym dzieci uczą się uprawiać warzywa, a później przyrządzać z nich posiłki. Zbudowana została „Warsztatownia”, a wraz z nią specjalny duży stół, przy którym wychowankowie ośrodka mogą usiąść i wspólnie spożywać posiłki. Na różnego rodzaju wysokościach posadziliśmy rośliny, w taki sposób, aby dzieci na wózkach, mogły uczestniczyć w ich pielęgnowaniu. Zbudowana została „Zielona Siłownia”, dzięki której wychowankowie ośrodka mogą rehabilitować się i rozwijać fizycznie oraz plac zabaw z trampoliną przystosowany dla dzieci poruszających na wózkach. I długo wyczekiwane boisko z nową nawierzchnią do piłki nożnej i siatkówki.

Kolejne etapy realizacji projektu jeszcze przed nami… Planujemy stworzenie „Ogrodu Kolorów”, „Ścieżki dźwięków”, „Ogrodu Zapachów”, placu zabaw dla najmłodszych, zamontowanie wokół boisk piłko-chwytów oraz zbudowanie specjalnej ścieżki sensorycznej. Całość inwestycji finansowana jest ze zbiórki publicznej, dlatego realizujemy ją etapami w zależności od sumy zebranych środków, pozyskanych materiałów oraz możliwości realizacyjnych.

Wspaniałe jest to, że ogród zmienia się z miesiąca na miesiąc, dając dzieciom radość niezależnie od pory roku.

Praca w fundacji to nie tylko praca

Niosąc pomoc, trzeba poświęcić na to czas, zaangażowanie i pieniądze. Osoby, które ze mną pracują, tak samo mocno wierzą, że to co robimy ma sens… Bo działanie w organizacji pozarządowej, to nie tylko praca. To przede wszystkim – pasja. Jeżeli oddajemy się jej, możemy zarażać innych i pomagać ludziom. W organizacji pozarządowej nie da się być tylko pracownikiem. Tutaj czasem dzień pracy trwa 12 godzin i bardzo łatwo wpaść w taki wir, że zapominamy o całym świecie.

By pomagać, nie wystarczy chcieć…

Pomaganie jest proste i trudne zarazem. Trzeba nie tylko chcieć, ale jeszcze umieć pomagać. Szczególnie odnosi się to do kwestii pozyskiwania środków. Jeśli ktoś myśli, że wystarczy ogłosić zbiórkę na Facebooku i będzie ona żyła własnym życiem, a pieniądze popłyną szerokim strumieniem, jest w błędzie! To tak nie działa. Potrzebne są umiejętności, doświadczenie i grupa wsparcia, która wykona przy tej okazji określoną pracę, nagłośni akcję, dotrze do potencjalnych sponsorów i ofiarodawców. To niełatwe. W grudniu, tradycyjnie jak co roku, będziemy organizować kolejne zbiórki dla dzieciaków z Huty. Rozstawimy w sklepach puszki, sami też będziemy kwestować. Oczywiście, podczas większych zbiórek – na przykład na Mikołaja – skorzystamy też z pomocy wolontariuszy, bo sami członkowie fundacji nie są w stanie, jednego dnia, być w każdym miejscu. Ludzie z reguły są pełni empatii i chcą pomagać. My tylko umożliwiamy im niesienie pomocy i przekazanie darowizny.

Ścieżka bywa wyboista

Pomoc innym nie zawsze jest łatwa. Z brutalną rzeczywistością zmierzyliśmy się tworząc m.in. Terapeutyczny Ogród Zmysłów. Sprzęt dla dzieci niepełnosprawnych jest niesamowicie drogi. Kupując go jako organizacja pozarządowa musimy mieć niezbędne certyfikaty, co automatycznie winduje cenę do – niesłychanych czasem – rozmiarów. Nie rozumiem tego, ale tak już jest. Na ten sprzęt jest stałe zapotrzebowanie, ceny więc raczej nie zmaleją. Początkowo myślałam, że sam pomysł stworzenia ogrodu jest tak super, że będzie bardzo łatwo przekonać do tej idei innych, zorganizować pomoc. Ale osób potrzebujących jest wiele, a ludzie wybierają to – co jest ważne z ich punktu widzenia. Przedsiębiorcy nie podchodzą do zbiórek w sposób emocjonalny, ale racjonalny. Wyzwaniem jest przekonanie ich, że nasz cel jest ważny i że warto go wesprzeć finansowo.

Śnieżna kula pomocy

Przy budowie Terapeutycznego Ogrodu Zmysłów spotkaliśmy się z ogromnym wsparciem i zainteresowaniem różnych instytucji, co pozwoliło nam w bardzo krótkim czasie zacząć realizować projekt. Działało to na takiej zasadzie, że każdy darczyńca polecał nas kolejnemu. W praktyce wyglądało to tak, że jedna firma dała nam kostkę brukową, druga ją ułożyła i załatwiła kolejnego darczyńcę, który dał cement, piach i tak dalej… Zbieraliśmy więc nie tylko pieniądze, ale także materiały potrzebne do budowy. Pomoc przybrała formę śnieżnej kuli, która rozpędzała się i z czasem nabierała wielkości.

Fundacja w czasie pandemii

Kiedy zaczęła się pandemia, odpowiedzieliśmy na apel pogotowia ratunkowego w Zwoleniu, które znalazło się w trudnej sytuacji. Uruchomiliśmy akcję „Respirator dla Zwolenia”, na którą z dużą ofiarnością odpowiedzieli także zwoleńscy przedsiębiorcy. W ciągu trzech tygodni udało się zebrać kwotę pozwalającą na zakup aż pięciu respiratorów. To dowód na to, że ludzie potrafią być solidarni i potrafią wspierać się w trudnych momentach. Kiedyś A. Hepburn powiedziała: „Kiedy dorośniesz, odkryjesz, że masz dwie ręce. Jedną, aby pomóc sobie, drugą by pomagać innym”. Te słowa warto zapamiętać.


ZAZ w Adamowie: Wszystko Jest!

Zakład Aktywności Zawodowej w Adamowie od ponad roku świadczy usługi gastronomiczne oraz porządkuje tereny zielone, zatrudniając osoby niepełnosprawne intelektualnie i fizycznie. Jest jednym z najmłodszych tego typu ośrodków na Mazowszu, który powstał z autentycznej potrzeby wsparcia aktywizacji zawodowej tej grupy społecznej.

Teren jest ogromny: kilka dużych budynków połączonych łącznikiem, boisko, tereny rekreacyjne… Gdy docieramy na miejsce, pojawia się pani z sekretariatu, która prowadzi nas do pomieszczenia, gdzie poczekamy na kierownika ZAZ w Adamowie, Ireneusza Gumowskiego i dyrektor białobrzeskiego PCPR, Teresę Gołębiewską. Gdy czekamy, do pokoju zagląda jeden z zaciekawionych pracowników, z którym przybijamy żółwika i wyjaśniamy skąd jesteśmy. W międzyczasie docierają nasi gospodarze…

NA POCZĄTKU…

Próbowali przez 5 lat. Od 2013, co rok starali się udowodnić, że są dość wiarygodni, by powierzyć im to odpowiedzialne zadanie… no i oczywiście fundusze. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Białobrzegach apelowało jako rzecznik osób niepełnosprawnych: potrzeby są ogromne, mamy warsztat terapii zajęciowej, mamy Środowiskowy Dom Samopomocy, czas na następny krok. Osoby z ŚDS były przecież znakomicie przygotowane do następnego etapu, jakim jest zatrudnienie. Czekały. Tylko gdzie tego zatrudnienia szukać i jak długo? W końcu zapadła decyzja. Trzeba stworzyć coś swojego!

Wniosek, który złożyła jako organ założycielski Gmina Promna znalazł aprobatę w kwietniu 2019 roku i w ten sposób oficjalnie powstał Zakład Aktywności Zawodowej w Adamowie, ulokowany na terenie zespołu szkół, składającego się z Publicznej Szkoły Podstawowej Specjalnej oraz Publicznej Szkoły Ponadpodstawowej Specjalnej Przysposabiającej do Pracy. Wychowankowie tej drugiej, mogą po jej ukończeniu – podobnie jak uczestnicy ŚDS – przechodzić do ZAZ-u.

ZAZ w Adamowie zajmuje się gastronomią i porządkowaniem terenów zielonych, zatrudniając z jednej strony kucharzy i kucharki, z drugiej zaś – ogrodników i konserwatorów terenów zielonych. ZAZ dostarcza posiłki m.in. do lokalnego GOPS-u i dwóch prowadzonych przez Gminę Promna przedszkoli… Opinie na ich temat są znakomite! Po rezygnacji z usług miejscowej restauracji i przejściu na kuchnię ZAZ-u, nikt już na jakość posiłków nie narzeka. Okazuje się, że nawet na silnym lokalnym rynku przedsiębiorstwo ekonomii społecznej może z powodzeniem konkurować jakością. Co więcej, całe przedsięwzięcie nie polega na tym, że osoby niepełnosprawne realizują jedynie – w miarę swoich możliwości – polecenia wykwalifikowanej, zdrowej kadry. Trafiliśmy akurat na moment, gdy od trzech dni kuchnią z powodzeniem zarządzał samodzielnie kucharz ze znacznym stopniem niepełnosprawności, mający zresztą doświadczenie zawodowe, które zdobył w bardzo dobrych restauracjach.

A jak jest z opłacalnością? Kierownik ZAZ-u przyznaje, że zakład nie jest jeszcze finansowo samowystarczalny, wypracowywane zyski to mniej niż 1/4 kosztów. Reszta to różne formy dofinansowania – corocznie 25 tys. na osobę niepełnosprawną, pod warunkiem, że zakład będzie istniał i utrzyma miejsca pracy. Czy to dużo? Za 10 proc. dotacji, ZAZ kupił sobie ostatnio samochód do rozwożenia cateringu. Do wynagrodzeń osób niepełnosprawnych dokłada również PFRON.

NIE MA LEPSZEJ TERAPII NIŻ PRACA

Rzecz w tym jednak, że dla przedsiębiorstwa społecznego to nie zysk jest priorytetem. Liczą się przede wszystkim ludzie i reintegracja, czyli wszystko to, co pozwala osobom z niepełnosprawnościami – oddalonym od głównego nurtu życia społecznego – jak najbardziej się do niego zbliżyć.

ZAZ rozpoczął działalność zatrudniając 21 osób niepełnosprawnych, spośród których 11 przeszło z ŚDS-u. Obecnie pracuje tam już 30 osób z niepełnosprawnościami.

Kierownik Ireneusz Gumowski wyjaśnia nam znaczenie ZAZ dla osób w nim zatrudnionych:

– Nie ma lepszej terapii dla osób niepełnosprawnych niż praca. Czują się w niej dowartościowani i współodpowiedzialni. To, że mają podpisane umowy, bardzo ich mobilizuje. Wiedzą, że zakład aktywności zawodowej jest ich miejscem pracy, więc o niego dbają. Widzę, jak się zmieniają, jak z osób wycofanych, robią się otwarci. Weźmy na przykład Kasię. Przyszła zupełnie wycofana, a jej mama przypuszczała, że zaraz stąd ucieknie… Teraz mogłaby spokojnie funkcjonować na otwartym rynku pracy, tyle że innego miejsca dla siebie niż u nas, już sobie nie wyobraża. A wcześniej – problemy w domu, ciągle szpitale psychiatryczne…

– Zmniejszenie liczby pobytów w szpitalu w przypadku osób z chorobami psychicznymi, to dla nas, bardzo konkretny wskaźnik– dodaje dyrektor Teresa Gołębiewska.

Słuchamy kolejnych historii. Ktoś nie mówił – zaczął się komunikować. Ktoś funkcjonował bardzo źle społecznie – tu się odnalazł. Dziwimy się słysząc, że obok osób niepełnosprawnych intelektualnie, pracują tu również dotknięte zaburzeniami psychicznymi – osoby z wykształceniem wyższym. Z wizyt w „Różanym Gościńcu” i „Jaskółeczce” pamiętamy, że to bardzo różne sytuacje, odmienne potrzeby. Jak udaje się tutaj, w adamowskim ZAZ-ie, pomagać im wszystkim na raz?

AKCEPTACJA WŚRÓD NIEPEŁNOSPRAWNYCH

Odpowiedź okazuje się jednocześnie prosta i zaskakująca. Najwięcej dobrego robią same osoby niepełnosprawne, które akceptują się nawzajem i sobie pomagają. Są bardzo otwarte, bardzo szybko dochodzi pomiędzy nimi do pozytywnych interakcji. Korzystając ze stworzonych warunków, same współtworzą środowisko odpowiednie do rehabilitacji. Często takie, którego zabrakło w rodzinnym domu.

– Jego ojciec nie akceptował tego, że ma syna chorego psychicznie. Jeden syn wykształcony, drugi również – a tu taka sytuacja. Ujma na honorze. Kiedy trafił do ŚDS, naprawdę wiele czasu poświęciłam, żeby pozwolił mu w ogóle do nas przychodzić. Teraz to inny człowiek. Funkcjonuje u nas tak dobrze, że nawet się… zakochał – opowiada pani dyrektor o jednym z pracowników.

Unosimy brwi, bo wydaje nam się, że tego rodzaju brak akceptacji jest anachronizmem, czymś z dawnych, gorszych czasów… okazuje się, że niekoniecznie. Smutna anegdota z czasów wcale nieodległych, tuż przed powstaniem ZAZ-u: obecna dyrektor PCPR przedstawia projekt „ważnemu urzędnikowi”, o którym nie warto chyba nawet nic bliżej pisać. Ten wysłuchuje, marszczy czoło, unosi się i mówi:

– CZYLI CO, GŁUPICH CHCE NAM TU PANI DO BIAŁOBRZEGÓW SPROWADZIĆ?

Smutne, chciałoby się rzec… My tymczasem powoli kończymy naszą rozmowę i ruszamy zwiedzać kuchnię ZAZ-u. Pomieszczenia są czyste i przestronne, we wszystkich wre praca i wszędzie witają nas uśmiechy, robimy zdjęcia. Odrywamy na chwilę od pracy panie kucharki, by zapytać, co jest w ZAZ-ie najlepsze. Każda z pań ma coś do powiedzenia:

– Ja tu pracuję od stycznia, jestem po studiach żywieniowych. Atmosfera jest bardzo rodzinna, to mi się podoba.

– Kierownik jest dla na bardzo dobry, sympatyczny.

– Okazuje szacunek. Szef jest w porządku!

A gdy z kolei pytamy o to, co tu jeszcze powinno być…

  • WSZYSTKO JEST!

– odpowiada zgodnie (i z uśmiechem) cała trójka. I to chyba prawda i sedno tej opowieści. Gdy rozglądamy się wokół, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w tym młodym przedsiębiorstwie rzeczywiście już wszystko jest. Trzeba tylko teraz tego doglądać.


Artykuły promujące ekonomię społeczną napisane zostały w ramach projektu pn. „Koordynacja ekonomii społecznej na Mazowszu” współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego, Regionalny Program Operacyjny Województwa Mazowieckiego na lata 2014-2020, Oś Priorytetowa IX Wspieranie włączenia społecznego i walka z ubóstwem, Działanie 9.3 „Rozwój ekonomii społecznej”.

Logotypy projektów unijnych
Opublikowano wO ekonomii społecznej w mediach

Powiązane